niedziela, 16 stycznia 2011

Moje koty przybłędy

Przez wiele lat miałam cudownego psa, mieszańca. Potem były kolejne psiaki. Któregoś roku, przybłąkał się do nas kociak. Ot, przyczepił się do mojego Taty, gdy był na spacerze. Kociak był tak straszną biedą, że nikt nie miał sumienia go wyrzucić z domu. Został więc. Nie pamiętam jak go nazywaliśmy, nieważne.
Był to zwykły dachowiec,  do tego taki trochę kot-fajtłapa.
W każdym razie przekonałam się, że koty nie zawsze spadają na cztery łapy. Uwielbiał leżeć na schodach i obserwować, co się dzieje w domu. Scchody w moim domu to takie stopnie przymocowane do dwóch belek a między stopniami prześwit. Kiedyś śpiąc na jedym ze stopni kociak zleciał na schody piętro niżej. Oj, bardzo się przestraszył i do tego rozbił sobie nosa. Nie pamiętam już jakim był kotem, pamiętam jednak, że uwielbiał moją Mamę. Był Jej ulubieńcem. Tak w ogóle, to wszystkie zwierzęta i dzieci bardzo lgnęły do mojej Mamy.
Kociak był u nas rok, może dwa. Któregoś dnia poszedł na spacer do ogrodu i więcej nie wrócił.
Po nim były jeszcze jakieś psy ale tylko na chwilę. Jeden wpadł pod samochód i niestety trzeba było go uśpić. Był też spaniel, znajda, który okazał się bardzo wrednym psem, rzucającym się na domowników, nie zabawił więc długo w naszym domu.
Teraz jesteśmy z mężem posiadaczami dwóch kotów, a właściwie kotek.
Ale o nich w następnych postach.
Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają te moje wypociny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz